Wczoraj siedziałem z kobietą w kawiarni, podczas gdy wieczorne słońce wpadało przez okna. Rozmawialiśmy o życiu, o latach, które były za nami i o czasie, który miał dopiero nadejść. Uśmiechnęła się, mówiąc: *"Czasami myślę, że najlepszą rzeczą w starzeniu się jest to, że w końcu rozumiesz, co naprawdę ma znaczenie."
Zapytałem ją, co ma na myśli. Odgarnęła siwy kosmyk włosów z czoła i opowiedziała o rzeczach, których żałowała - nie o wielkich błędach, ale o małych, nieśmiałych chwilach, kiedy nie odważyła się być szczera lub zrobić kroku w nieznane. *"Ale wiesz", dodała, "fajne jest to, że zawsze możesz zacząć. Nawet teraz. "
Następnie wyjęła z torby notatnik, stary i z wytartymi rogami. *Zapisuję w nim to, czego chcę jeszcze doświadczyć. Nie wielkie podróże czy sukcesy - tylko małe rzeczy, które przynoszą mi radość. Książka, którą w końcu przeczytałam. Rozmowa, której nie odłożę na później. Wschód słońca nad jeziorem, za którym tęsknię od lat. "
Kiedy się żegnaliśmy, ścisnęła mnie za rękę i powiedziała: *"Nie zapominaj: życie gromadzi się w przestrzeniach pomiędzy - w tym, czego nie robimy i w tym, co ośmielamy się robić."
Dziś, dzień później, siedzę przy tym samym stole i piszę własną listę. Nie na kiedyś. Na teraz.